Daniel Bachrach, Złodzieje biżuterii
Tekst pochodzi z tomu Za kulisami kabaretu (KPW 78).
W czasie mojej długoletniej praktyki policyjnej w kraju i zagranicą, miałem bardzo dużo sposobności stykać się z przestępcami o nadprzyrodzonych, że tak się wyrażę, zdolnościach, i z całą stanowczością stwierdzić mogę, że na całym świecie Rosjanie talentem swoim przewyższali swoich zagranicznych kolegów i koleżanki. Oto kilka przykładów genialnych kradzieży, w wykryciu których brałem pośredni, bądź też bezpośredni udział. Prawdą jest, że gdyby nie było paserów, nie byłoby też i złodziejów. Dokonanie kradzieży czy też włamania jest wprawdzie bardzo niebezpieczne, lecz o wiele niebezpieczniejszym jest spieniężenie skradzionego łupu. Dlatego też, za wyjątkiem oczywiście gotówki, inteligentni przestępcy interesują się najbardziej drogocenną biżuterią, którą można najłatwiej spieniężyć u paserów i osiągnąć za nią stosunkowo dobrą cenę. Każdy doświadczony przestępca wie doskonale, że najłatwiej się „może zasypać” (zdradzić) przy sprzedaży łupu, tym bardziej, gdy usiłuje go zbyć u uczciwego człowieka, do czego poniekąd zostaje zmuszony, gdyż paserzy są tak bezczelni względem swoich klientów, że płacą im dziesiątą część łupu, a jeżeli trafia im się nowicjusz, to zabierają mu nawet przyniesiony łup i nie dają ani grosza, proponując ironicznie, by udał się ze skargą do policji. Mimo że przestępca nienawidzi pasera, zmuszony jest się do niego zwracać i jedynie paserzy bogacą się ich kosztem, i po pewnym czasie rzucają swój haniebny i ryzykowny proceder i stają się szanowanymi obywatelami. Policje wszystkich krajów najbardziej starają się tępić paserów, gdyż tylko ich unieszkodliwienie przyczynia się do zmniejszenia kradzieży.
Złodzieje biżuterii zaliczają się do arystokracji złodziejskiej, lecz i między nimi są kolosalne różnice. Niektórzy z nich „pracują” tylko na szeroką skalę. Zamieszkują w pierwszorzędnych hotelach i ubierają się wytwornie, bywają nawet wypadki, że są posiadaczami własnych samochodów i mają w banku ulokowane kapitały. Są oni oczywiście niebezpieczniejsi i daleko trudniejsze jest ich zdemaskowanie w przeciwieństwie do ich kolegów, którzy, jak się to mówi, żyją z rąk do ust i to nawet dosłownie, gdyż zebrane z kontuaru brylanty bardzo często kładą do ust. A teraz przystępuję do opisania kilku najbardziej ciekawych kradzieży.
Do jednego z najelegantszych sklepów jubilerskich w Londynie, wszedł pewnego dnia elegancko ubrany, młody człowiek, prosząc o pokazanie mu kamieni bez oprawy. Pokazał przy tym oprawę kolczyka, czy też wisiorka, z którego rzekomo brylant został zgubiony. Po dłuższych poszukiwaniach, korzystając z chwili nieuwagi sprzedawcy, bierze z kontuaru jeden z leżących tam brylantów, podchodzi z trzymanym poprzednio w ręku kamieniem do światła, oglądając go przez dłuższy czas okiem znawcy. Wreszcie niezdecydowany kładzie oglądany przez siebie brylant z powrotem na kontuar. Jest to jednak przygotowana przez niego bardzo dobra imitacja, gdy tymczasem prawdziwy brylant znajduje się już w jego kieszeni. Po jakimś czasie ulatnia się, obiecując przyjść powtórnie. Dopiero po pewnym czasie jubiler spostrzega zamianę brylantu, lecz niestety za późno, gdyż złodziej zniknął bez śladu.
W drugim wypadku, który również miał miejsce w Londynie, w czasie obecności w sklepie wytwornego dżentelmena, wybierającego biżuterię, wszedł żebrak (wspólnik złodzieja), prosząc o jałmużnę. Zniecierpliwiony jubiler pokazuje mu drzwi, gdy tymczasem elegancki młodzieniec, znajdujący się w sklepie, wyjmuje z kieszeni kilka srebrnych monet, i przerzucając je z ręki do ręki, wręcza takowe żebrakowi, który podziękowawszy, szybko się ulatnia. Okradziony jubiler nie dostrzega niestety, że wytworny młodzieniec przed wręczeniem monet żebrakowi, przylepił do smoły, jaka już znajdowała się na monetach, parę kamieni znajdujących się na kontuarze. Zaszedł nawet wypadek, że jubiler przed opuszczeniem sklepu przez wytwornego przestępcę, dostrzegł kradzież i oskarżył swojego klienta, lecz ten z oburzeniem odparł rzekomo niesłuszne podejrzenie i oczywiście w czasie dokonanej przy nim rewizji osobistej, nic nie znaleziono i jubiler zmuszony był go jeszcze przeprosić.
Niezwykle sprytnie obmyślona kradzież miała miejsce w czasie mojej działalności w policji kijowskiej. Do hotelu „Europejskiego” na Kreszczatikie, zajechała elegancka para małżeńska, która do ksiąg hotelowych zapisała się pod szumnym nazwiskiem hrabia Woroncow z żoną. Następnego dnia hrabia Woroncow z małżonką odwiedzili znajdujący się w pobliżu sklep jubilerski, i wybrawszy jakieś drobnostki, po zapłaceniu polecili je sobie odesłać do hotelu. Jubiler był zachwycony tak arystokratyczną klientelą i ściśle zastosował się do ich życzenia. Minęło kilka dni, gdy hrabia Woroncow zjawił się powtórnie w sklepie wraz z małżonką. W czasie oglądania biżuterii hrabina nagle zbladła i zemdlona padła na ziemię, przy czym ukazała się na jej ustach piana (piana powstała z mydła, jakie rzekomo hrabina trzymała w ustach). Oczywiście w sklepie wynikło zamieszanie i zemdloną hrabinę wsadzono do dorożki, polecając dorożkarzowi jechać do hotelu, znajdującego się w pobliżu. Dopiero po ich odejściu zrozpaczony jubiler dostrzegł brak kilku wartościowych przedmiotów. Oczywiście hrabiowska para do hotelu więcej nie powróciła, udało nam się ich jednak tego samego dnia ująć, obserwując mieszkania znanych paserów kijowskich. Rzekomym hrabią Woroncow był zawodowy złodziej z Odessy, Stepanow, zaś jego małżonką kochanka, nazwiska której już nie pamiętam.
Również niezwykła kradzież miała miejsce w czasie mojej bytności Berlinie, lecz dzięki daktyloskopii, udało się już po kilku dniach ująć sprawców. Byli to dwaj Rumuni. Do jednego z pierwszorzędnych sklepów jubilerskich przy Kurfuerstendamm przyszedł wytworny mężczyzna w podeszłym wieku, i wybrawszy drogocenną kolię wysadzoną brylantami, polecił przysłać ją do hotelu „Regina”, celem pokazania żonie, która rzekomo chora leżała w łóżku. Jubiler mając przed sobą tak wytwornego klienta, nie wahał się ani chwili, i o omówionej porze osobiście zgłosił się z biżuterią do hotelu. Kiedy wszedł do luksusowo umeblowanego pokoju, klient jego golił się i prosił o zajęcie miejsca. Obejrzał raz jeszcze wybraną przez siebie kolię i położył ją z powrotem do etui, które umieścił na stole pobliżu ściany, prosząc jednocześnie jubilera o rachunek.
– Wobec tego, że płacę gotówką, będzie pan mi musiał dać jakiś rabat – odezwał się do jubilera.
Jubiler po krótkim wahaniu zgodził się.
– Zapytam jeszcze moją żonę, czy będzie pana mogła przyjąć – dodał, otwierając drzwi sąsiedniego pokoju.
Jubiler zajrzawszy do środka, ujrzał leżącą w łóżku kobietę, a że etui z kolią ciągle jeszcze znajdowało się na stole, nie miał żadnych powodów do obawy. Wytworny klient, wchodząc do sąsiedniego pokoju, zamknął drzwi za sobą i jubiler słyszał szeptem prowadzoną rozmowę. Minęło dziesięć minut. Zaniepokojony chwycił ze stołu etui, lecz ku swojemu przerażeniu spostrzegł, że kolia zniknęła. Jak szalony wbiegł do sąsiedniego pokoju. W łóżku leżała głowa woskowa przykryta kołdrą. Podbiegł do drzwi, by zaalarmować służbę hotelową, lecz drzwi od korytarza były zamknięte na klucz w obu pokojach, druty od dzwonków były przecięte. Dopiero po upływie prawie godziny, udało mu się głośnym stukaniem zaalarmować pokojówkę, lecz kiedy wreszcie udało mu się wydostać z pokoju, sprawcy byli już daleko i zniknęli bez wieści. Dzięki pozostawionym śladom palców przez przestępcę na brzytwie, udało się za pomocą daktyloskopii, ustalić jego tożsamość i po niedługim czasie ująć go wraz ze swoim wspólnikiem.
Najbardziej wyrafinowana kradzież brylantowych kolczyków miała miejsce w czasie mojej działalności w policji londyńskiej. Pewnego wieczoru tamtejszą operę odwiedzić miał jakiś egzotyczny książę. Obok loży zajmowanej przez księcia siedziała pani Joel, żona niedawno zmarłego miliardera w towarzystwie swojej siostrzenicy. Nie potrzebuję dodawać, ze miała ona na sobie piękną biżuterię. Ogólnie jednak uwagę zwracały kolczyki brylantowe kolosalnej wartości. Po pierwszym akcie do loży pani Joel dyskretnie zapukano i na progu zjawił się oficer w galowym mundurze ozdobionym orderami.
– Jestem adiutantem księcia, który zachwycony jest kolczykami szanownej pani, i prosi o przekazanie mu jednego z nich na chwilkę, chce bowiem dla swojej małżonki kupić podobne.
Pani Joel, rozpromieniona, bez chwili wahania wręczyła rzekomemu adiutantowi kolczyk. W międzyczasie rozpoczął się akt drugi i adiutant się nie zjawiał. Zaniepokojona wstała, by posłać kogoś ze służby do loży księcia, gdy w drzwiach stanął mężczyzna w średnim wieku.
– Jestem inspektorem policji. Czy nie wręczyła pani przed kwadransem kolczyka jakiemuś oficerowi, rzekomo adiutantowi z sąsiedniej loży?
Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, powiedział jej, że padła ofiarą wyrafinowanego oszustwa, lecz na szczęście został on ujęty i kolczyk przy nim znaleziono. Konieczne jednak jest, by wręczyła drugi kolczyk celem porównania, czy jest identyczny ze znalezionym przy oszuście. Dla uniknięcia skandalu, prosił ją rzekomy inspektor policji, by po zakończeniu aktu drugiego przyszła wraz z oczekującym ją agentem policji do pobliskiego biura policji, gdzie otrzyma swoje kolczyki. Oczywiście, że nikt jej nie oczekiwał, i kiedy przerażona udał się do biura policji, dowiedziała się, że zarówno adiutant, jak i inspektor policji, byli przebranymi oszustami. Mimo energicznych poszukiwań nie udało się ich ująć i „biedna” pani Joel straciła swoje kolczyki. Na zakończenie dodam jeszcze o wyrafinowanym oszustwie, jakie również miało miejsce w Londynie. W jednym ze sklepów jubilerskich przy Bondstreet zjawiła się elegancko ubrana kobieta, która przedstawiła się za żonę znanego doktora chorób nerwowych. Długi czas wybierając „doktorowa” zdecydowała się na bransoletkę wysadzoną brylantami, polecając odesłać ją wraz z rachunkiem do domu. Podała przy tym adres owego lekarza.
– Proszę odesłać mi tę bransoletkę o godzinie szóstej po południu – dodała, wychodząc ze sklepu.
Jubiler odprowadził ją do drzwi i widział, jak wsiadała do eleganckiego powozu. Tegoż dnia w godzinach przyjęć do owego doktora zjawiła się elegancko ubrana kobieta.
– Jestem zrozpaczona, panie doktorze. Mąż mój cierpi na manię prześladowczą. Ciągle mówi o jakichś brylantach i rachunkach, aczkolwiek nigdy nie miał z tym do czynienia, jest bowiem bankowcem.
– Niech pani z nim przyjdzie – odezwał się doktor.
– Chodzi o to, że nie chciałabym, by mąż mój wiedział, że udaje się do doktora chorób nerwowych, jeżeli zatem pan doktor pozwoli, to pod jakimś pretekstem każę mu tu przyjść o godzinie szóstej. Poproszę tylko, by nikogo nie było w przedpokoju i ja mu sama drzwi otworzę. Doktor nie podejrzewając podstępu, zgodził się. Punktualnie o godzinie szóstej zjawił się wysłannik jubilera z bransoletką, drzwi otworzyła mu rzekoma doktorowa. Była to oczywiście ta sama, która poleciła odesłać sobie kolię do domu.
– Proszę wejść do poczekalni – odezwała się do pracownika firmy, biorąc od niego bransoletkę. – Mąż mój zaraz ureguluje rachunek za zakupioną przeze mnie bransoletkę.
W czasie kiedy młody człowiek wszedł do poczekalni, gdzie znajdowało się jeszcze kilka osób, oszustka ulotniła się wraz z bransoletką. Pracownik firmy niecierpliwie oczekiwał na swoją kolej, aż wreszcie znalazł się przed doktorem.
– Czym mogę panu służyć? – zapytał doktor.
– Przyszedłem z rachunkiem za zakupioną przez małżonkę pana doktora bransoletkę.
To ten wariat, o którym mówiła jego żona! – pomyślał doktor.
By nie zdradzić jednak, według jego mniemania umysłowo chorego, odpowiedział:
– Ah tak, oczywiście, zaraz rachunek ureguluję.
W międzyczasie zaczął go pytać o datę jego urodzenia i różne inne rzeczy, nie mające nic wspólnego z rachunkiem, wreszcie wziął go za rękę, chcąc zbadać puls. Wysłannik firmy zerwał się z krzesła.
– Pan myśli, że ja jestem wariatem! Proszę mi w tej chwili zapłacić rachunek albo zwrócić bransoletkę!
Doktor usiłował go uspokoić, lecz to tym bardziej wzburzyło młodego człowieka i rezultat był taki, że wezwana służba nałożyła mu kaftan bezpieczeństwa. W międzyczasie zaniepokojony nieobecnością swojego pracownika jubiler, połączył się telefonicznie z mieszkaniem doktora i cała afera się wydała. Po kilku dniach aresztowana została sprytna aferzystka, wraz z kochankiem w chwili, kiedy zamierzali wyjechać z Londynu do Paryża. Aresztowani zostali przy wsiadaniu na okręt w Dover. Jak się okazało, była to para międzynarodowych aferzystów z Rosji, którzy odsiadywali już kary w więzieniach w prawie całej Europie.