Edgar Wallace, Kryminalista z Memphis, USA (1928)

Opowiadanie pochodzi z tomu Mówca.

W Londynie istniało stowarzyszenie dżentelmenów i dam, którzy poświęcali swój czas i zbędne pieniądze na nawracanie nałogowych przestępców. W każdy czwartkowy wieczór w Duvern Hall zbierali się wszyscy ludzie podziemia, którzy nie byli aktualnie poszukiwani przez policję lub zajęci swoimi sprawami. Przemawiały tam wybitne osobistości. Byli wśród nich także znani pisarze.
Na posiedzeniach zarządu członkowie gratulowali sobie niezwykłych postępów w realizacji swoich przedsięwzięć i odnotowywali w księgach wpisy o następującej treści:
– H. X., człowiek, który był wcześniej siedemnaście razy karany, znalazł teraz zatrudnienie w firmie B. & C. i jest zadowolony z tygodniowego wynagrodzenia w wysokości trzydziestu pięciu szylingów.
Jeśli później okazało się przypadkiem, że ów X. dorabiał sobie do swoich trzydziestu pięciu szylingów tygodniowo, okradając firmę, jego nazwisko wykreślano z księgi miłosierdzia i jak najszybciej zapominano o sprawie.
Członkowie tego stowarzyszenia nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że każdy funt wydany na zreformowanie nałogowego przestępcy to pieniądze wyrzucone w błoto.
W stowarzyszeniu niekiedy przemawiali również emerytowani policjanci. Ich przemówienia ociekały miodowymi słowami i braterskim miłosierdziem. Później publiczność na swój sposób krytykowała prelegentów.
– Czy widział pan też diamentową spinkę w jego krawacie? Chcę tylko wiedzieć, gdzie go ukradł.
Do udziału w staraniach stowarzyszenia zaproszono tylko kilku czynnych zawodowo policjantów, a nadinspektor Oliver Rater z największą niechęcią zgodził się na wypowiedzenie – kilku słów – na spotkaniu.
W wieczór, w którym się pojawił, wielka sala była wypełniona po brzegi. To było naturalne, bo miał wielu znajomych w świecie przestępczym, którym działalności położył kres.
Samo jego przemówienie było krótkie, szorstkie i chamskie.
– Jeśli twierdzicie, że chcecie prowadzić przyzwoite życie, to trzeba to najpierw przetłumaczyć na wasz język. Uważasz, że jeśli dla odmiany, między dwoma włamaniami, okradasz głupich burżujów, zajmując u nich stanowisko, to już jest poprawa i przyzwoite zajęcie.
Dwóch z was próbowało się na mnie zasadzić w zeszłym tygodniu. Dowiedzieli się, że chcę tu wystąpić i dziękuję za wyrazy uznania! Większość z was nadal czuje się najlepiej, gdy jest w więzieniu. To właśnie tam jesteście w domu. Jeden z was, nie chcę wymieniać nazwiska, wyszedł z więzienia w zeszły czwartek, na wakacje, że tak powiem. I oczywiście nie miał nic lepszego do roboty, niż natychmiast podrobić kilka weksli. Traktujecie to wszystko jako wielki żart. Ale ostrzegam was. Nie wygłaszam tu żadnych miłych przemówień i nie mówię wam kazań. Byłoby szkoda, gdyby choć jedna łza została wylana za was! Tylko raz pomogłem jednemu z was w znalezieniu pracy. A jakie było podziękowanie? Ukradł nowy garnitur swojemu pracodawcy, a następnie dokonał włamania do Finsbury. Ten człowiek akurat pasował do Dartmoor. Nie ma wśród was nikogo, kto by nie powiedział, że prześladowania policji doprowadziły go do nędzy.
To tyle na dzisiaj. To najdłuższe przemówienie, jakie kiedykolwiek wygłosiłem w swoim życiu. Z większością z was zobaczę się ponownie na posiedzeniach sądu, a jeśli tak się nie stanie, to tylko dlatego, że nie mogę osobiście uczestniczyć w każdym procesie karnym…
Nie było to jednak przemówienie w rozumieniu zarządu. Członkowie stowarzyszenia byli zbulwersowani bezceremonialnością, z jaką pan Rater obrzucał ludzi wyzwiskami.
Ich oburzenie objawiło się później tym, że wysłali skargę na ten incydent do komendanta policji. Odpowiedział, że otrzymał ich pismo z dnia 21 marca i że zbada tę sprawę.
– Bardzo chciałbym być tam, kiedy Mówca przemawiał – powiedział, wyrzucając list ze skargą do kosza na śmieci. – Teraz pewnie zużył cały swój zapas elokwencji na najbliższe dwa lata i nie możemy wydobyć z niego ani słowa.
Ale wśród tych wszystkich ludzi nadinspektor miał jednego uważnego słuchacza. Firma zatrudniała blond stenotypistkę Lydię Grayne, która była bardzo piękna i jednocześnie bardzo pracowita. Zdążyła już odtrąbić siedem różnych zaproszeń na kolację, które otrzymała od siedmiu członków zarządu. I ta rada składała się z siedmiu starszych, dobrotliwych panów.
Lydia Grayne nieśmiało podeszła do Mówcy, gdy ten zamierzał opuścić budynek.
– Och, przepraszam, czy mogę prosić o autograf, panie Rater?
Uśmiechnął się do niej uprzejmie, wziął książkę, którą mu podała i bez słowa wpisał do niej swoje imię.
Powiedziała mu, że pochodzi z Kanady i jest w Anglii dopiero od trzech miesięcy. Później dowiedział się, że zrezygnowała z pracy, ale dopiero po jakimś czasie zorientował się, jakie nowe zajęcie znalazła.
W Scotland Yardzie pojawił się wówczas gość: kapitan Martin J. Snell z Filadelfii w Stanach Zjednoczonych. Generalnie główny inspektor nie lubił ludzi gadatliwych, ale z bardzo konkretnego powodu nie tylko znosił towarzystwo tego Amerykanina, ale wręcz wprost zachęcał go do rozmowy. W ramach wyjaśnienia należy powiedzieć, że Mówca cierpiał wówczas na bezsenność.
Kapitan Snell przyjechał do Europy, by tu odbyć studia kryminologiczne, a miesiąc przeznaczył na Scotland Yard. Pokazano mu już wszystko, co było do zobaczenia, od muzeum zbrodni po biuro rzeczy znalezionych. Wieczór spędzał zwykle w mieszkaniu pana Ratera, opowiadając mu dziwne przygody.
– W Memphis mieliśmy prawdziwego łobuza. Facet nazywał się Lew Oberack i był najbardziej przebiegłym oszustem, jakiego kiedykolwiek spotkałem…
Amerykanin ledwie zaczął mówić, gdy Mówca delikatnie skinął głową, bo głos kapitana Snella brzmiał monotonnie, kojąco i usypiająco. Ale gdyby pan Rater posłuchał tego mądrego człowieka, dowiedziałby się wielu cennych rzeczy, a przede wszystkim od początku prawidłowo zrozumiałby wydarzenia w domu niejakiego Dimitri Horopolosa.
Pan Horopolos był bardzo bogatym Grekiem, który nie tylko posiadał dużą firmę handlową, ale także prowadził działalność bankową i finansową. Brał udział w niemal wszystkich transakcjach międzynarodowych.
Był bardzo przystojny, miał zdrową cerę, ciemne oczy i czarne wąsy. Szczycił się również siłą fizyczną, gdyż był wytrenowanym sportowcem i atletą, umiejętnościami jeździeckimi oraz pięknym domem przy Placu Elmana. Szczególnie próżny był w kwestii wpływu, jaki jego osobowość wywierała na kobiety.
W jednym przypadku główny inspektor Rater otrzymał bezpośrednią skargę na niego i w rezultacie udał się do niego na spotkanie. Grek przyjął go z autorytatywnym uśmiechem.
– Ale mój drogi przyjacielu, to jest całkiem absurdalne! Dziewczyna rzuciła się na mnie. Robiłem wszystko, co mogłem, żeby się opamiętała, a kiedy absolutnie nie chciała słuchać, po prostu dałem jej wypowiedzenie. Człowiek na moim stanowisku zawsze jest narażony na takie oskarżenia…
– To nie jest żaden zarzut.
Później Mówca udał się do młodej damy, ale nie udało mu się to, ponieważ obawiała się ona rozgłosu. Po jakimś czasie dowiedział się, że jej następczyni również w pośpiechu opuściła swoje stanowisko. Nie mógł też nakłonić tej dziewczyny do wyjawienia mu prawdziwego powodu zwolnienia z pracy.
Wkrótce potem pan Horopolos spotkał się z Mówcą na Bond Street.
– Znowu zwolniłem sekretarkę. Naprawdę nie wiem, co zrobić, żeby panie były ze mnie zadowolone…
Pan Rater palił swoje cygaro i patrzył krzywo na Greka.
– Czy próbował pan kiedyś powstrzymać się od wszystkiego, co mogłoby im się nie podobać i zachowywać się przyzwoicie?
Dimitri potraktował to jako żart i roześmiał się. Tego ranka był bardzo zadowolony z siebie i ze świata, bo w końcu znalazł perłę wśród sekretarek. Była to młoda blondynka o dużych niebieskich oczach, która przyjęła jego ofertę. Z tego, co mógł stwierdzić, była obca w Londynie i nie miała w mieście ani krewnych, ani przyjaciół. Odrzuciła jednak propozycję zamieszkania w jego domu. Ale to, jego zdaniem, była rzecz, którą można było rozwiązać później. Nie można było przecież oczekiwać wszystkiego naraz.
Mówca również bardzo szybko dowiedział się, że do pana Horopolosa dołączyła nowa sekretarka, gdyż Grek, ze śmiałością godną swoich klasycznych przodków, wysłał młodą damę z listem do Scotland Yardu.
– Mój drogi Mr. Rater, miałem do tej pory tyle nieprzyjemności z moimi sekretarkami, że chciałbym panu przedstawić panią, którą teraz zaangażowałem. Proszę dać mi znać, czy jestest pan z niej zadowolony. Ułatwiłem panu zadanie, bo teraz może ją pan od razu ostrzec, co ma w zwyczaju robić ze wszystkimi ładnymi dziewczynami, które zatrudniam…
Mówca spojrzał na skromną młodą kobietę siedzącą naprzeciwko niego przy biurku.
– Cóż, panno Grayne, wydaje się, że nie znalazła pani również wiele przyjemności w nawracaniu nałogowych przestępców?
Cieszyła się, że wciąż pamiętał jej imię.
– Ale teraz mam bardzo miłą pozycję, panie Rater. Pan Horopolos jest niezwykle uprzejmy, a także bardzo przystojny. Nigdy nie miałam tak przystojnego szefa…
Mówca zawahał się, bo nie wiedział, czy w tych okolicznościach ostrzeżenie jest jeszcze na miejscu. Dimitri zapewne wyjaśnił już pannie Grayne, że w Scotland Yardzie nie są do niego dobrze nastawieni i że kilka jego byłych sekretarek bardzo szybko opuściło stanowisko. Ale może już się z nią dogadał. Jednak natychmiast odrzucił tę myśl, gdy spojrzał jej w twarz.
– Przekona się pani, że Grek płaci bardzo dobrze, ale jest może trochę zbyt przyjazny. Ani pani, ani ja nie możemy nic na to poradzić. Na pani miejscu ustaliłbym z nim dokładne godziny urzędowania i trzymał się ich…
Była mu bardzo wdzięczna za tę radę.
– Nie wiem, jakie są godziny pracy maszynistek w Anglii. Kiedy można wrócić wieczorem do domu?
– Jak tylko zrobi się ciemno.
Tego wieczoru Mówca znów siedział w swoim salonie przy kominku, słuchając pana Snella.
…żeby wrócić do tego Oberacka. Już ci o nim mówiłem pochodzi z Memphis w USA…
– Memphis – było ostatnim słowem, które przeniknęło do świadomości pana Ratera, po czym zasnął.

•••

Nowa sekretarka z każdym dniem coraz bardziej uzasadniała dobre wrażenie, jakie pan Horopolos miał o niej na początku. Nie była małostkowa, nie brała niczego do siebie i śmiała się z dowcipów, przy których jej poprzedniczki nie zrobiłyby żadnego wyrazu lub co najwyżej oburzoną minę. Była również bardzo sprawna i w niezwykle krótkim czasie uporała się z jego korespondencją.
– Moje drogie dziecko, jesteś naprawdę bardzo użyteczna i urocza – powiedział, poklepując ją po ramieniu.
Zazwyczaj tak zaczynały się jego zaloty.
Spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami i uśmiechnęła się.
– Myślę, że bardzo mi się tu spodoba. Na moim ostatnim stanowisku…
Opowiedziała mu o nieprzyjemnych doświadczeniach, jakie miała z właścicielem firmy produkującej herbatę, a także o innych nieprzyjemnych doświadczeniach w poprzednich miejscach pracy.
– A więc przestępców też próbowała pani wcześniej nawracać? – powiedział z rozbawieniem. Nigdy nie był w więzieniu i dlatego nie mógł być oficjalnie nawrócony. – Ale musiała się pani strasznie nudzić w tym zajęciu.
Zwykle otrzymywał wiele listów z poranną pocztą i zajmował się nimi przed wyjściem do miasta. Około godziny czwartej po południu wracał i zajmował się pocztą, która nadeszła w ciągu dnia. Wybudował sobie piękny, duży dom, w którym utrzymywał liczną służbę.
– W najbliższych dniach pokażę pani moją kolekcję diamentów – powiedział stanowczo, bo był bardzo dumny z tych skarbów.
Rozplanowanie domu wywarło wielkie wrażenie na pannie Grayne.
– Czy w takim razie ma pan tę cenną kolekcję tutaj, w swoim domu?
Uśmiechnął się.
– Nie w, ale pod domem – wyjaśnił, zadowolony z jej zapału. – Z pewnością zainteresuje panią również fakt, że już sześć razy próbowano włamać się do mojego domu. Dwa razy do domu dostali się ludzie, którzy należeli do najbardziej przebiegłych gangów Paryża. Ale gdyby nawet dwustu różnym gangom się udało, nigdy nie zdołaliby się dostać do mojej stalowej sali…
Jego twierdzenie nie było przesadzone. Niewielkie stalowo-betonowe sklepienie zostało wbudowane w piwnicę i posiadało drzwi o grubości sześćdziesięciu centymetrów oraz szyb wentylacyjny.
– Musi pani tam zajrzeć – powiedział.
W rzeczywistości jednak nie miał zamiaru jej pokazać tego miejsca, gdyż zazdrośnie strzegł tej stalowej komnaty, a wejścia do niej kazał pilnować dzień i noc.
Był najbardziej troskliwym szefem, jakiego można sobie wyobrazić. Lydia Grayne nie pracowała dla niego od tygodnia, kiedy uparł się, by osobiście odprowadzić ją do wyjścia, gdy opuszczała dom.
Pewnego wieczoru znów stanął przed drzwiami wejściowymi i obserwował ją, jak szła ulicą w lewo. Nagle zauważył, że z cienia wyszedł mężczyzna i mówił do niej. Zatrzymała się na chwilę, gdy nieznajomy przemówił do niej z powagą, po czym odwróciła się szybko i wróciła do pana Horopolosa.
– Co się stało? – zapytał.
– Nie bardzo wiem, co z tym zrobić. To pewnie policjant – odpowiedziała drżącym głosem. – Powiedział mi, że powinnam bardzo na pana uważać i nie przebywać zbyt długo w pańskim domu wieczorem.
Dimitri odepchnął ją lekko na bok i rzucił się gniewnie w stronę mężczyzny. W świetle latarni widział wyraźnie swój cień. Był wydłużony i wąski. Nieznajomy miał ciemne wąsy i krzaczaste, czarne brwi.
– Co pan sobie myśli, do cholery, że rozmawia z tą panią? – zapytał. – Czy pan jest policjantem? Potem wróć pan do swojego pana Ratera i powiedz mu, że złożę skargę do Scotland Yardu, jeśli nadal będę tak źle traktowany!
Nieznajomy uśmiechnął się.
– Kto panu powiedział, że jestem policjantem? – zapytał spokojnie. – A jeśli jestem, jakie zastrzeżenia ma pan do mojego ostrzeżenia dziewczyny o niebezpieczeństwach na drodze?
Pan Dimitri miał zamiar odpowiedzieć niegrzecznie, ale przemyślał to i stłumił swój gniew.
– Chodź pan i napij się ze mną kieliszka – odpowiedział tak łaskawie, jak tylko potrafił w tej chwili.
Mężczyzna zawahał się przez chwilę, jakby ta prośba była dla niego niewygodna, ale potem jego postawa nagle się zmieniła.
– Bardzo mi przykro, jeśli sprawiłem panu kłopot, ale wie pan, że mam swój obowiązek do wykonania…
– Chodź pan ze mną – powtórzył Dimitri.
Policjant posłusznie poszedł za nim. Panna Grayne wciąż stała przy drzwiach wejściowych, a Grek odprawił ją krótkim pozdrowieniem. Następnie wprowadził mężczyznę do swojego bogato wyposażonego gabinetu i zaproponował mu krzesło. Nieznajomy usiadł trochę niepewnie na jednym brzegu i trzymał kapelusz na kolanach.
– Nie proszę pana, aby zdradził mi pan swoje tajemnice służbowe – zaczął pan Horopolos z autorytatywnym uśmiechem, nalewając gościowi whisky sodową. – Ale jeśli rzeczywiście zlecono panu obserwowanie mnie, mogę zaoszczędzić panu wielu kłopotów. Nie mam absolutnie żadnego pragnienia, aby być w złych stosunkach z policją, przeciwnie, chciałbym z nią mieć się całkiem dobrze…
Mężczyzna odchrząknął, wziął szklankę i opróżnił ją.
– Ale to jest mój obowiązek… – zaczął.
– Och, nie o to chodzi – przerwał mu Dimitri. – Musi pan przede wszystkim dbać o siebie, to pana pierwszy obowiązek. Czy będzie pan tu przychodzić codziennie?
Nieznajomy, który w końcu przedstawił się jako pan Olcott, skinął głową.
– Z wyjątkiem niedzieli.
Dimitri zaśmiał się.
– W porządku, obiecuję, że w niedzielę będę zachowywać się odpowiednio.
Na te słowa wyciągnął portfel i wyjął banknot dziesięciofuntowy.
– Ale ja naprawdę nie mogę na to pozwolić. Mógłbym wpaść w duże kłopoty.
– Och, nonsens! Z tego co pan mówi, na świecie nie ma nic poza kłopotami. To po prostu kompleks policjanta.
Namawiał pana Olcotta i po pewnym czasie mężczyzna niechętnie włożył banknot do kieszeni.
Następnego wieczoru, pan Dimitri przeszedł obok niego i Olcott przywitał się z nim z szacunkiem. Trzeciego wieczoru Grek zaprosił go z powrotem do swojego domu.
– Naprawdę chciałbym wiedzieć, jakie ma pan specjalne zadanie – powiedział, gdy Olcott usiadł przed dużą szklanką whisky sodowej.
Olcott zakaszlał.
– Jeśli mam być całkowicie otwarty, popadam w wielkie trudności…
– Kłopoty, jak przypuszczam, chciał pan powiedzieć – dodał gniewnie pan Horopolos – Więc jakie ma pan instrukcje?
Po chwili zmusił mężczyznę do mówienia.
Olcott miał rozkaz obserwować dom do czasu, aż panna Grayne wyjdzie, a potem zostać jeszcze godzinę, żeby sprawdzić, czy nie wróciła.
– Ale jeśli teraz będzie musiała pracować w nadgodzinach, co się wtedy stanie?
– Muszę zameldować panu, nie chcę wymieniać nazwiska, czy wyszła z domu do wpół do dziewiątej.
Grek uśmiechnął się pogardliwie.
– Taka głupia historia nie przyszła mi przecież do głowy wcześniej. Bardzo dobrze, Olcott, powiem panu, kiedy będziesz mógł wcześniej wrócić do domu!
Przyjaźń Greka z sekretarką rozwijała się zgodnie z jego życzeniem. Przyjęła nawet jego zaproszenie na kolację w eleganckiej restauracji. Ale Dimitri nawet nie myślał o tym, żeby iść tam z nią.
Ale kiedy rano wyznaczonego dnia poprosił ją, by przyszła do jego domu o dziesiątej wieczorem, zrobiła zatroskaną minę.
– Ale mała kolacja dla dwojga byłaby bardzo miła – powiedział. – I nie ma nic złego w jedzeniu tutaj, w mojej jadalni…
Potrząsnęła głową. Nagle młoda blondynka przypomniała sobie prawa dobrego wychowania i powiedziała, że w takim razie chciałaby przynajmniej przyprowadzić koleżankę.
– Ale to całkiem dobry pomysł – odpowiedział z uśmiechem. – Proszę przemyśleć to jeszcze raz.
Przemyślała to przez cały dzień i zmieniła plany. Najpierw kolacja miała być o siódmej, potem o dziewiątej, aż w końcu zgodziła się z nim na wpół do ósmej. Musiał też obiecać, że będzie jej towarzyszył w domu. Zgadzał się na każdą z jej propozycji, bo była najpiękniejszą dziewczyną, jaką spotkał.

•••

Nadinspektor Rater siedział w swoim biurze w Scotland Yardzie. Jego przyjaciel z Ameryki zajął miejsce naprzeciwko niego, napełnił pokój dymem ze swojego cygara i w typowy dla siebie sposób uśpił Mówcę.
… rozmawialiśmy o tym facecie z Memphis, najbardziej przebiegłym kanciarzu w historii…
Kiedy Mówca się obudził, jego gość zniknął. Posłaniec obudził pana Ratera. Zirytowany Mówca spojrzał na leżący przed nim na wpół ukończony raport, który przerwał, gdy przybył Snell. Dokument miał być przedstawiony komendantowi policji przed jedenastą rano następnego dnia.
Był jeszcze na wpół śpiący i prawie nie słuchał posłańca.
– Co się stało? – zapytał, ziewając.
– Pięć minut temu przyszedł jakiś pan i powiedział, że mam to dostarczyć panu osobiście.
Pan Rater wziął zmiętą kartkę i wygładził ją. Mała karteczka była najwyraźniej wyrwana z jakiegoś zeszytu. Pismo ołówka było chwiejne i niewyraźne:

Na miłość boską, proszę mi pomóc! Grek zamknął mnie w swoim pokoju. Poszłam do niego na kolację. – Potem różne słowa były nieczytelne. – Proszę mi pomóc!.
Lydia Grayne…

Mówca nagle się obudził. Spojrzał na zegar, wskazywał dziesiątą. Lydia poszła do Greka! Dalsze wyjaśnienia nie były konieczne. Nie zastanawiał się w tej chwili, w jaki sposób ta wiadomość mogła do niego dotrzeć. To było nieistotne. Zadzwonił dzwonkiem, ale wtedy zobaczył, że posłaniec wciąż stoi obok niego i dał mu rozkaz, by natychmiast zaalarmował obławę.
Pięć minut później radiowóz z maksymalną prędkością ruszył na West End. Z ordynarnym szarpnięciem samochód zatrzymał się przed domem Greka, a Mówca jako pierwszy wyskoczył na ulicę.
Dwa razy zadzwonił dzwonkiem, zanim otrzymał odpowiedź i ku jego zdumieniu, Dimitri sam otworzył drzwi. Miał na sobie szlafrok i ponuro spoglądał na urzędnika.
– Co pan tu robi? – zapytał krzywo.
– Chcę wiedzieć, gdzie jest Lydia Grayne!
– I tak jej tu nie ma – odpowiedział ze złością pan Horopolos. – Pana przeklęty informator policyjny mógł panu to naprawdę powiedzieć!
– Czy wpuści mnie pan do domu dobrowolnie, czy też chce, abym najpierw otrzymał oficjalny rozkaz, aby to zrobić?
Dimitri otworzył szerzej drzwi i wszedł na schody przed Mówcą. Na szczycie odwrócił się gniewnie.
– Jeden z pańskich ludzi mógłby rzeczywiście zamknąć za sobą drzwi!
Nie było widać nikogo ze służby, co wydało się panu Raterowi bardzo podejrzaną okolicznością. Dopiero później dowiedział się, że służba domowa znajdowała się w części budynku, którą można było całkowicie odizolować.
Dimitri nie zaprowadził urzędników do swojego gabinetu, lecz do małego salonu. Mówca zobaczył stół zastawiony dla dwóch osób.
– Może teraz wyjaśni mi pan, co oznacza jego wizyta? – zapytał z oburzeniem Grek.
Główny inspektor wręczył mu otrzymaną notatkę.
Dimitri przeczytał wiadomość i zmarszczył brwi.
– To pieprzone kłamstwo – powiedział dziko. – Chciała przyjść, ale do tej pory się nie pojawiła.
– Ma pan w piwnicy stalową komorę, prawda?
Pan Horopolos zawahał się.
– Rzeczywiście. Trzymam tam swoje cenne rzeczy. Chyba nie sądzi pan, że zamknąłbym tam tę młodą damę, prawda? To byłoby naprawdę zbyt niedorzeczne. Już mówiłem, że miała przyjść dziś wieczorem, ale…
– Chciałbym rzucić okiem na tę stalową komorę – odpowiedział stanowczo Mówca.
– Ale panny Grayne tam nie ma. Widać przecież po nakryciu stołu i nietkniętych talerzach, że nikt jeszcze nie przyszedł…
– To nie jest dla mnie żaden dowód. Chciałbym zajrzeć do tego podziemnego pomieszczenia.
Dimitri Horopolos najpierw zrobił się ciemnoczerwony, potem blady i wyglądał, jakby miał eksplodować z wściekłości. W końcu jednak poszedł do następnego pokoju i po chwili wrócił z dwoma małymi kluczykami.
– Skoro jest pan tak cholernie ciekawy, pokażę panu miejsce.
Zeszli razem po wąskich schodach, a na końcu długiego korytarza Grek odblokował stalowe drzwi. Zapalił światło i pan Rater rozejrzał się po małym, wąskim pomieszczeniu. Na szklanych konsolach leżało wiele skórzanych toreb.
Ale on nie był tym zainteresowany. Zauważył krzesło, stół i łóżeczko, ale nie dostrzegł Lidii.
– Czy ma pan tu drugi podobny skarbiec?
– Nie. I tłumaczyłem panu już kilkanaście razy, że panna Grayne jeszcze nie przyszła.
Mówca rozejrzał się jeszcze raz, zakłopotany. Nie mógł zrozumieć o co chodzi. Czy ktoś mu spłatał figla? W tym pokoju nie ukryje się żadna mysz!
Kiedy wrócili na parter, Dimitri klął i przeklinał w różnych językach, ponieważ jego spokój został zakłócony. Jego głos stawał się coraz bardziej ochrypły, aż w końcu zagrzmiał. Dziko machał rękami w powietrzu tak, że diamentowe pierścienie na jego palcach błyszczały i lśniły.
– To bardzo interesujące, że jest pan tak zdenerwowany, ale rzeczywiście jestem upoważniony do przeszukania pańskiego domu. I nawet teraz nie jestem pewien, czy ta młoda dama tu gdzieś nie jest…
– To dlaczego nie przeszukacie budynku! – ryknął Dimitri.
Było to zaproszenie, z którego Mówca skorzystał.
Ale bez względu na to, jak dokładnie jego funkcjonariusze szukali, nic nie znaleźli, a główny inspektor musiał w końcu wrócić do swojego samochodu, niezadowolony i mocno zakłopotany.
Dimitri gromko zatrzasnął za sobą drzwi i ze złością wszedł do salonu, gdzie nerwowo chodził w tę i z powrotem. Już miał wydać służącemu polecenie, by ponownie uprzątnął stół w salonie, gdy na dole rozległo się pukanie. Może to była Lydia! Jego serce biło szybciej na tę myśl. Pospieszył korytarzem i otworzył drzwi…
Pan Olcott stał przed nim.
– Cholera, czego chcecie więcej?
– Proszę wpuścić mnie szybko – poprosił cicho mężczyzna. – Właśnie przyszedłem od pana Ratera. Strasznie mnie zbeształ. Przeszukał pański pokój?
– Oczywiście, że tak – odparł Dimitri.
Zamknął drzwi i poszli do małego salonu, gdzie był nakryty stół.
– No, czego pan chce? Jest pan dla mnie miłym pomocnikiem! Czy widział pan pannę Grayne i odesłał ją z powrotem?
Olcott potrząsnął głową z niecierpliwością.
– Chcę tylko wiedzieć, panie Horopolos, czy nadinspektor zabrał klucze do stalowego pokoju?
– Oczywiście, że nie!
– Czy jest pan tego pewien? – zapytał poważnie mężczyzna.
Grek włożył rękę do kieszeni szlafroka i wyjął pierścień, na którym były dwa klucze.
– Niec pan spojrzy, oto one…
– Więc daj mi go natychmiast i nie ruszaj się, bo wpakuję ci kulkę w czaszkę! – Odpowiedział pan Olcott, w którego ręku nagle pojawił się pistolet Browning.
Dimitri prawie zemdlał z przerażenia. Bez oporu dał się związać i zakneblować. Następnie pan Olcott wszedł do piwnicy z kluczami, aby zbadać skarby w stalowej komorze.

•••
Kiedy Mówca wrócił do Scotland Yardu, pan Snell znów siedział na swoim zwykłym miejscu. Ale pan Rater nie był teraz w nastroju do słuchania jego opowieści. Ponieważ jednak kapitan dobrze znał metody działania przestępców, opowiedział mu o tym, co właśnie przeżył.
– O rany! – krzyknął Amerykanin. – To wygląda zupełnie jak ten przebiegły facet z Memphis. To największy łotr i oszust, jaki kiedykolwiek żył. Widzisz, on zawsze pracuje ze swoją żoną. Ma słomkowoblond włosy i ciemnoniebieskie oczy. I zawsze ustawia to tak, żeby ktoś się w niej zakochał. Ale na ofiarę zawsze wybiera zły charakter. Wtedy pojawia się jej mąż, facet z Memphis, udaje detektywa i kradnie wszystko, co nie jest przybite do ziemi. Założę się, że…
Zanim pan Snell zdążył dokończyć ostatnie zdanie – Mówca pospieszył z powrotem do radiowozu, który szofer miał właśnie odstawić do garażu. Wskoczył do środka i pomachał do dwóch detektywów, którzy pospiesznie ruszyli za nim. Gdy dotarł do domu Greka, wyważył drzwi do małego salonu i uwolnił Dimitriego. Tymczasem – cwaniak z Memphis z USA – i jego blond żona już dawno odjechali szybkim samochodem na wschód.