Marek Romański, Krwawa zapałka

Mieszkańcy Jednego z domów przy ulicy Targowej zostali pewnego zimowego poranka zaalarmowani potworną zbrodnią.

W domu tym mały pokoik na czwartym piętrze zajmowała urzędniczka pocztowa niejaka Wanda Świrska.

Była to dziewczyna lat dwudziestu kijku, cicha i spokojna.

Tego dnia, gdy dozorczyni domu przyszła do niej o zwykłej porze, by posprzątać i przygotować jej śniadanie, znalazła ku swemu przerażeniu Świrską, leżącą na podłodze, martwą ze straszliwie pogruchotaną czaszką.

Na podłodze czerniła się kałuża zastygłej już krwi.

Nieprzytomna z trwogi dozorczyni zaalarmowała mieszkańców domu i wkrótce zjechało na miejsce zbrodni pogotowie i władze śledcze.

Lekarz pogotowia nie miał już tutaj nic do czynienia, poza stwierdzeniem zgonu.

Ustąpił on więc szybko miejsca władzom policyjnym, które z całą energią zabrały się do śledztwa.

Stwierdzono, że urzędniczka pocztowa musiała zostać zamordowana we wczesnych godzinach wieczornych, a morderstwa dokonano w bestialski sposób duszą od żelazka, którą zakrwawioną znaleziono na miejscu zbrodni.

Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że między mordercą, a ofiarą musiała się rozegrać bezpośrednio przed zbrodnią gwałtowna scena.

Tło rabunkowe morderstwa można tu było z góry wykluczyć, w pokoju bowiem wszystko pozostawało nietknięte, a u biednej urzędniczki pocztowej, utrzymującej się ze szczupłej pensyjki, nikt się nie mógł obłowić.

Sprawa morderstwa przy ul. Targowej powierzono młodemu zdolnemu aspirantowi Blockowi, który zabrał się do sprawy z całą energia.

Poczęto sprawdzać, jakie Świrska miała znajomości, kogo przyjmowała u siebie w domu i jak spędzała czas wolny od pracy biurowej.

Wywiady te pozwoliły ustalić, że Wanda Świrska była dziewczyną, żyjącą raczej samotnie, że nie miała licznych znajomości i że odwiedzał ją jedynie jakiś wysoki szczupły brunet, który uchodził za jej na rzeczonego, a faktycznie był od kilku lat jej kochankiem.

Siłą rzeczy podejrzenie o popełnienie tej potwornej zbrodni skierowało się przeciw niemu.

Rozpoczęto poszukiwania, jednakże ów młody człowiek sam ułatwił policji zadanie, bowiem na relacje, jakie pojawiły się w pismach o zbrodni zjawił się w mieszkaniu przy ulicy Towarowej i manifestował swój najgłębszy żal i smutek po utracie w sposób tak tragiczny drogiej sobie istoty.

Policja jednak mało liczy się z prawdziwymi czy udanymi uczuciami i nie przeszkodziło jej to w zebraniu szczegółowych informacji o Henryku Górskim, tak bowiem nazywał się ów młody człowiek.

Informacje te nie były dla niego zbyt pochlebne.

Uchodził za człowieka lekkomyślnego i niezbyt lubiącego pracę, gwałtownego i unoszącego się szybko gniewem.

To wszystko sprawiło, że nigdzie nie mógł długo zagrzać miejsca i że z każdej pracy prędzej czy później bywał wydalany.

Stwierdzono również, iż w okresach bezrobocia, które u niego powtarzało się dość często, Henryk Górski korzystał chętnie i skwapliwie ze skromnych oszczędności swej przyjaciółki.

To wszystko wystarczyło, by podejrzenie skierować przeciw Henrykowi Górskiemu, chociaż nie wyłączano możliwości, że zbrodni dokonał zawodowy morderca w jakimś nieznanym celu.

Na miejscu zbrodni nie znaleziono nic, co pozwoliłoby w najmniejszej chociażby mierze wpaść na ślady przestępcy. Czy morderstwo zostało dokonane z premedytacją, czy też Wanda Świrska zabita została w uniesieniu wśród kłótni, nie ulęgało wątpliwości, że przestępca dobrze wykonał swoją robotę.

Ani na narzędziu zbrodni, ani też na klamce drzwi nie znaleziono najmniejszych nawet śladów daktyloskopijnych.

Nici śledztwa rwały się jedna za drugą.

Owego krytycznego wieczora, kiedy Świrska została zamordowana, nikt z lokatorów domu nie zauważył niczego podejrzanego, nikt też z nich nie zauważył kochanka urzędniczki pocztowej, czy to wchodzącego, czy to wychodzącego z bramy, nikt nie napotkał go na schodach.

Stara jest prawda, iż morduje ten, kto w zamordowaniu danej osoby ma jakiś cel, jakiś interes.

Aspirant Block jął badać i zastanawiać się, jaki cel mógłby mieć Henryk Górski w zamordowaniu swej kochanki.

Tymczasem lekkomyślnego młodzieńca wezwano do przesłuchania.

Górski stawił się natychmiast i oświadczył, że jest gotów udzielić policji wszelkiej pomocy i wszelkich wyjaśnień, które by pozwoliły wykryć mordercę jego kochanki.

Zeznawał powoli i z namysłem, a odpowiedzi jego były jasne i logiczne.

Z wyjaśnień jego wynikało, że w żaden sposób nie mógł on być wmieszany w sprawę zbrodni, że nie mogły istnieć żadne przyczyny, które by go mogły skłonić do zamordowania kochanki.

Stosunki między nimi, według słów jego, były jak najbardziej poprawne i nigdy nie dochodziło między kochankami do kłótni.

W toku swych zeznań, Henryk Górski zaznaczył nawet, że w najbliższym czasie miał widoki na otrzymanie dobrej posady i że zaraz po otrzymaniu jej, miał zamiar poślubić Świrską.

Pozostawała jeszcze do ustalenia kwestia, co Henryk Górski robił i gdzie przebywał w tym czasie, kiedy dokonano zbrodni.

Zeznania jego pod tym względem nie nastręczały najmniejszych wątpliwości

Umiał on przedstawić władzom policyjnym, to, co w języku prawniczym nazywa się „alibi”.

Posiadał miesięczny bilet jazdy do jednej z podmiejskich miejscowości, gdzie jeździł często do swego kuzyna. Powołał się na świadectwo jego oraz na świadectwo znajomego konduktora kolejowego, że istotnie na kilka godzin przed tym czasem, kiedy według obliczeń policji dokonać miano zbrodni, opuścił Warszawę, udając się do owej podmiejskiej miejscowości.

Ów konduktor kolejowy, przesłuchiwany potem, potwierdził w zupełności zeznania Górskiego, wobec czego kuzyna jego nie wzywano nawet początkowo do przesłuchania.

Henryk Górski po przesłuchaniu został zwolniony.

Śledztwo policyjne stanęło w martwym punkcie, tak, że sądzono, iż straszna zbrodnia przy ulicy Targowej pozostanie bezkarna.

Aspirant Block nie miał jednak zamiaru zrezygnować z walki o prawdę.

Mimo wszelkich pozorów Henryk Górski nie podobał mu się.

W tonie jego zeznań wyczuwał coś fałszywego, coś czego nie umiał i nie mógł określić.

Zajął się w pierwszym rzędzie raz jeszcze zbadaniem „alibi” Henryka Górskiego.

Udał się do owej podmiejskiej miejscowości zainteresował się bliżej osobą owego kuzyna, do którego miał wyjechać krytycznego popołudnia Górski z dworca Wiedeńskiego.

Kuzyn ten był to człowiek dość niewyraźnej konduity. Aspirant Block, badając jego przeszłość, wyszperał, że był on już raz karany za fałszywe zeznania.

Tym razem stwierdził on również, że Górski był u niego owego południa i że pozostawał do wieczora.

„Alibi” jednak było już zachwiane i nie przekonywało Blocka.

Przyszło mu na myśl, że zostało ono w ten sposób sfingowane, iż Górski wsiadł do podmiejskiego pociągu, demonstracyjnie ukazał się konduktorowi, po czym wysiadł na najbliższym przystanku kolejowym i powrócił do Warszawy.

Było to jednak tylko przypuszczenie i było to zbyt mało, by spowodować aresztowanie Górskiego.

Zrozpaczony niepowodzeniem, aspirant Block udał się raz jeszcze do pokoju przy ulicy Targowej, w którym znaleziono zamordowaną Świrską i postanowił zbadać jeszcze raz cały teren zbrodni w sposób tak szczegółowy, jakby czynił to Sherlock Holmes.

Istotnie też poddał cały pokój drobiazgowemu badaniu w nadziei, że coś wykryje.

Pokój, w którym mieszkała Świrska, nie był wykładany parkietem, lecz deskami. W jednej ze szpar między deskami znalazł aspirant Błock małą zapałkę z czerwonego drzewa, o żółtym łebku.

Zapałka ta była zakrwawiona. Stała się ona – ta drobna zapałka – przyczyną zguby Henryka Górskiego.

Aspirant Block stwierdził, iż Świrska nie paliła papierosów, używała jedynie zapałek do kuchenki gazowej. Na miejscu zbrodni znaleziono na kuchence ledwo napoczęte pudełko zapałek. Było to pudełko z zapałkami większymi, o czarnych łebkach i białym drzewie.

Z drugiej strony wśród osób, zbliżonych do Górskiego, stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, iż w krytycznym czasie używał on małych zapałek z czerwonego drzewa o żółtych łebkach.

To wystarczyło, by został aresztowany. W kieszeni marynarki stwierdzono dziurę w podszewce. W kieszeni tej nosił właśnie zapałki Henryk Górski

Po dwudziestu czterech godzinach rozpaczliwej obrony, po kilkunastu przesłuchanych Henryk Górski załamał się i przyznał sio do winy.

Miał zamiar poślubić inną, zamożniejszą dziewczynę, a Świrska nie chciała nawet myśleć o rozstaniu. Krytycznego dnia już planował usunięcie niewygodnej kochanki, a zarazem wahał się jeszcze. Nie wiedział jeszcze, czy zabije, jednakże już stwarzał sobie „alibi”.

Jakoż zabił faktycznie wśród kłótni, jaka powstała miedzy kochankami, gdy rozmowa zeszła na temat zerwania.

Mała zakrwawiona zapałka zgubiona na miejscu zbrodni, przyczyniła się do wykrycia mordercy.