Do poczytania: Wojciech Kulawski, Humbug

Rozdzia ł 1
Kobiety leżały przy hotelowym basenie i popijając drinki o dziwnie
brzmiących nazwach Chiquita i Bazuka rozmawiały o dalszych
planach na wakacje.
– Najbardziej lubię ten moment, zaraz po przyjeździe z lotniska
– rozmarzyła się Marzena Gibała. – Mam świadomość, że spędzę
czternaście upojnych dni na pięknych plażach Majorki.
– Sądziłam jednak, że będzie cieplej – dodała Jadwiga Zając.
Była trzydziestotrzyletnią blondynką o prostych, długich włosach
sięgających do ramion. Wiązała je często w kucyki albo warkocze,
aby odjąć sobie kilka lat. Jasna cera i mały zadarty do góry nos oraz
szeroka szczęka przy stosunkowo niskim wzroście sprawiały, że
można było uznać kobietę za nieco zarozumiałą. A jeśli do tego
wszystkiego doliczyło się szerokie biodra i wydatne piersi, których
bynajmniej nie starała się specjalnie zakrywać, to każdy przechodzący
obok Jadwigi mężczyzna mógł od razu uznać, że ma do czynienia
z femme fatale.
– Na początek przetestujemy wszystkie drinki w barze. Potem
przejdziemy się po okolicznych plażach – zaproponowała Gibała.
Policjantka sama już nie pamiętała, kiedy po raz ostatni była na
prawdziwych wakacjach. Praca w stołecznej policji kryminalnej,
gdzie spędziła ostatnie lata, była prawdziwą orką. Zainterweniował
jej przełożony Rafał Trygar, który zobaczył kobietę bez makijażu
i we wczorajszym, nieco wymiętym i nieświeżym ubraniu.
– Jesteś maskotką wydziału kryminalnego? – zapytał, mrużąc
oczy.
– No… chyba jestem – wymamrotała nieśmiało Marzena.
– To spójrz w lustro. Jak dla mnie, jesteś wyleniałym misiem z lumpeksu – Trygar wysilił się na niezbyt wyszukane porównanie.
– Natychmiast jedziesz na urlop i to gdzieś daleko, żebyś w razie
potrzeby nie mogła zbyt szybko wrócić.
Marzena poprawiła się na leżaku. Rozpuściła długie, kruczoczarne
włosy, chcąc sprawdzić, czy Latynosi wolą blondynki,
czy brunetki. Znała się z Jadwigą jeszcze z czasów szkolnych. Nie
utrzymywały, co prawda, zbyt częstych kontaktów, choć od wielu
lat przy okazji różnych przypadkowych spotkań obiecywały sobie,
że kiedyś wyjadą na wakacje marzeń. Gibała przez jakiś czas po
ukończeniu szkoły nie tylko nie odzywała się do koleżanki, ale
wręcz żywiła do niej niechęć. Poszło o chłopaka, którego Zając odbiła
Marzenie tuż przed maturą. Z czasem stary konflikt na szczęście
pokrył się kurzem, bo dziewczyny uznały, że młodzieńcze lata
i faceci nie mogą przecież zaważyć na ich przyjaźni. Ostatecznie
udało się dograć wyjazd i wyrwać z szarej polskiej rzeczywistości
wprost na Majorkę, pełną przygód, plaż i niezapomnianych imprez.
– Nie wiem jak ty – zaczęła Jadwiga – ale ja zamierzam zaszaleć.
Po rozstaniu z Markiem nie mam kompletnie żadnych zobowiązań.
– Chcesz powiedzieć, że jesteś otwarta – zażartowała policjantka.
– A ciebie nadal nikt nie usidlił?
– O dkąd zaczęłam pracę w kryminalnych, mam bardzo mało
czasu na randki. Kuszę kolegów policjantów, jak tylko potrafię, ale
to straszne sztywniaki – ciągnęła Gibała, popijając drinka ze słomki.
– Może boją się poderwać córkę byłego komendanta głównego
policji.
– Faktycznie, to może być pewien problem. Na szczęście tutaj
jesteś inkoguto.
– Chyba incognito – poprawiła Gibała.
– Inkoguto brzmi lepiej.
Choć dochodziło dopiero południe, Marzena czuła, że kręci
jej się w głowie. Najwyraźniej nocny lot, brak snu i szósty drink od
rana zrobiły swoje. Poza tym all inclusive rządziło się swoim prawem.
Każdy Polak korzystał z otwartego baru w pełni. Co chwilę
można było zobaczyć turystę pochodzącego ze wschodniej części
Europy, który ledwie trzymając się na nogach, szedł pochylony,
zygzakiem po hotelowym korytarzu niczym detektyw poszukujący
śladów odcisków butów. Brakowało tylko lupy, płaszcza i słynnej
czapki Sherlocka Holmesa. Marzena doszła do wniosku, że musi
podtrzymać ten stereotyp, dlatego dopiła drinka i spojrzała wymownie
na koleżankę, która rozumiała ją bez słów.
– Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja – bąknęła Marzena. –
Jeśli poderwie mnie jakiś przystojny Hiszpan, to nie będę się długo
opierała.
– Nadal tańczysz salsę? – zapytała Zając.
– O wszem. Czasem udaje mi się wyrwać na jakąś imprezę
w Warszawie.
– Będziesz musiała pokazać mi kilka kroków. Jeśli ktoś mnie
dobrze poprowadzi, to oczywiście zatańczę, jeśli jednak miałabym
sama improwizować, to się gubię.
– Spokojnie, znajdziemy jakieś fajne kluby, których jest tutaj
zatrzęsienie, i pokażę ci, co i jak – ucieszyła się Marzena. Dotarła
do baru i stanęła naprzeciwko przystojnego barmana o ciemnej
karnacji. Dość niezdarnie zaczęła bawić się włosami.
– Co nam pan poleci? – zapytała po angielsku.
Mężczyzna przyzwyczajony do podchmielonych turystek bez
zbędnej zwłoki przygotował dwa drinki w kolorze wściekłego różu.
Marzena i Jadwiga wzięły szklanki i ruszyły w stronę leżaków
stojących przy brzegu basenu. W czerwcu nie było tu jeszcze wielu
turystów, którzy pojawiali się tłumnie dopiero w lipcu i sierpniu.
Gibała założyła przeciwsłoneczne okulary i oddała się błogiemu
lenistwu. Po chwili kątem oka dostrzegła parę idącą po przeciwległej
stronie basenu. Wysoka, długonoga szatynka miała u swego
boku przystojnego Hiszpana. Rozłożyli koc i położyli się na nim.
Mężczyzna rozejrzał się dookoła, po czym nie zastanawiając się
długo, wskoczył na główkę do basenu. Jego czarne, krótkie włosy
ułożone na żelu lśniły w słońcu. Pod wąskimi ustami miał niewielką
bródkę, która dodawała mu tajemniczości. Jednak najbardziej
przenikliwe były jego czarne, świdrujące oczy, w których można
było się zatracić. Mógł mieć koło czterdziestu lat, jego kolorowe
kąpielówki opinały wydatne przyrodzenie, co nie umknęło uwadze
Gibały. Intensywny zarost na klatce piersiowej musiał wskazywać
na spore ilości testosteronu, który zapewne tylko czekał, aby
znaleźć ujście.
Policjantka podniosła się z leżaka i ruszyła wzdłuż basenu, obserwując
trójkę dzieciaków strzelających się pistoletami na wodę.
Podeszła bliżej do leżącej kobiety i przez chwilę jej się przyglądała.
Wreszcie stanęła tuż nad nią i rzuciła:
– Iwona Strychalska?
Szatynka z włosami związanymi w wymyślny kok otworzyła
oczy i spojrzała podejrzliwie na Marzenę Gibałę. Przyglądała jej się
przez chwilę, a na jej twarzy odmalowywał się grymas świadczący
o zachodzących w głowie procesach myślowych.
– Marzena? – bąknęła kobieta. Uniosła się na łokciach i zmierzyła
funkcjonariuszkę od stóp do głów.
– Co ty tu robisz? – zapytała Gibała.
– Jak to co? Jestem na wakacjach – oznajmiła Strychalska.
– To dokładnie tak jak ja. Co robiłaś przez te wszystkie lata, po
tym jak opuściłaś Polskę? – Marzena przypomniała sobie sprawę
Listy Sześciu, jak nazywali ją policjanci wydziału kryminalnego,
przez którą Iwona musiała opuścić kraj. Gibała o mały włos nie
przypłaciła całej tej kabały nie tylko utratą pracy, ale może nawet
i więzieniem.
– Zaszyłam się w Madrycie. Znalazłam pracę i urządziłam się
tam na stałe. I korzystam z życia pełnymi garściami – powiedziała,
wskazując na pływającego w basenie mężczyznę.
– Czym się zajmujesz w Hiszpanii?
– Jestem kosmetyczką, a to jest Benito Carrillo – rzuciła kobieta.
Mężczyzna, słysząc swoje nazwisko, pomachał w stronę Gibały.
– Bardzo się cieszę, że ci się udało.
– Nie miałam okazji osobiście ci podziękować. No wiesz, za to
wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
– Daj spokój, zapomnij. – Marzena machnęła ręką. – Cieszę
się, że wszystko dobrze się skończyło.
Benito wyszedł z basenu, podszedł do Gibały i wyciągnął rękę.
Kiedy wymieniali uścisk dłoni, Hiszpan przyciągnął kobietę do
siebie i objął czule, na tak zwanego misia. Jego ręka dość szybko
znalazła się na pośladku policjantki, co nieco Marzenę zaskoczyło.
– Nie miej mu za złe. – Iwona wzruszyła ramionami. – To Latynos.
Dla nich to normalne przywitanie.
Ponieważ Marzena dość mocno odczuwała skutki działania
alkoholu, nie dość, że się nie opierała, to jeszcze wtuliła się mocniej
w muskularne ciało Benita, wyobrażając sobie, że jest z nim
w łóżku. Przeszedł ją przyjemny dreszcz podniecenia. Doszła do
wniosku, że jeśli podczas wakacji nie zaliczy jakiegoś przystojnego
Hiszpana, to wróci do kraju bardzo niezadowolona i zapewne
wyładuje frustrację na bogu ducha winnych kolegach z policji kryminalnej.
– Jesteście razem? – zapytała Marzena, jakby chciała sprawdzić,
na jak wiele może sobie pozwolić z Carrillo. Przez chwilę
przeszło jej przez myśl, aby również złapać go za pośladki, potem
jednak przyszło otrzeźwienie.
– Benito rozumie trochę po polsku. Zamierzamy się w przyszłym
roku pobrać – poinformowała Strychalska.
Marzena, słysząc tę informację, natychmiast odsunęła się od
mężczyzny, jakby był trędowaty. Tymczasem do rozmawiających
podeszła zaciekawiona Jadwiga Zając.
– Widzę, że wszędzie można spotkać znajomych – powiedziała,
wyciągając rękę, aby się przedstawić. – Nawet na Majorce.
– Chodźmy do baru, napijemy się czegoś pysznego i egzotycznego
– zaproponowała Marzena. – Mam chody u barmana.
– Może macie ochotę wybrać się po obiedzie na wystawę? –
zapytał nieoczekiwanie Benito. – Mamy zaproszenie, liczba gości
jest ograniczona.
– Wystawę? – zdziwiła się Jadwiga. Spojrzała na Marzenę, jakby
wyczekiwała na przyzwolenie policjantki.
– Kilka przecznic stąd jest bardzo ciekawa wystawa dotycząca
egzotyki i historii Tunezji – ciągnął Hiszpan, zamawiając u barmana
cztery krwawe Mary.
– Czemu nie. – Wzruszyła ramionami Gibała. – Obawiam się,
że leżąc na basenie i pijąc kolorowe napoje alkoholowe, mogłabym
nie doczekać do wieczora – oznajmiła, uśmiechając się ironicznie.
– Zastanawiałyśmy się przed chwilą, jak spędzimy resztę dnia
– dodała Jadwiga.
Cała grupa rozmawiała ze sobą jeszcze przez jakiś czas, narzekając
głównie na Polskę i jej obywateli, którym daleko było do entuzjazmu
i optymizmu Hiszpanów. Marzena co chwilę spoglądała
na Benita, któremu ze względu na ograniczenia językowe trudno
było nadążyć nad rozmową. Nadrabiał za to charyzmą i urokiem
osobistym, nie starając się ukrywać, że Gibała mu się podoba. Policjantka
usiłowała się zachowywać taktownie, mając w pamięci
informację, że Iwona w przyszłym roku chce wyjść za Benita za
mąż. Niestety, utrzymanie oczu na wodzy było niezwykle trudne
i to bynajmniej nie ze względu na alkohol krążący w żyłach, ale
z powodu wrednej natury Marzeny. W warszawskiej policji dawno
temu przylgnęła do niej łatka prowokatorki, która nie zawaha się
wykorzystać kobiecych atrybutów, aby osiągnąć zamierzony cel.
– To jesteśmy umówieni – powiedział Benito na odchodnym.
– Ubierzcie się ładnie i widzimy się przed hotelem o szesnastej.

Książka dostępna w naszej księgarni.