Stanisław A. Wotowski, Czarny adept (KPW 4)
Warszawa, lata międzywojenne. Do znawcy spraw nadprzyrodzonych przychodzi córka bogatego właściciela fabryki czekoladek „Czekoldom”. Sprawa jest z pozoru błaha: jej siostra zaczyna się dziwnie zachowywać. Nie przypuszczają jednak, że już niedługo wpadną w sidła… sekty religijnej.
Obszedłem willę parokrotnie na palcach dokoła. Żaden szczegół nie zdradzał czegoś podejrzanego czy tajemniczego. Zdawało się, iż stoi próżne domostwo, od szeregu tygodni pozbawione lokatorów, rzecz zwykła i normalna w letniskowej miejscowości.– Jesteśmy na fałszywym śladzie, panno Reno! – wymówiłem.– Tu nie ma nic…– Niestety. I mnie się tak wydaje… lecz niech pan słucha!– W tym momencie jakby z wewnątrz domu dobiegł odgłos, odgłos dziwny, zdawałoby się, jęk kobiecy.Jęk tak niewyraźny, tak przytłumiony, że niewiadomo było, czy to halucynacja naszych napiętych nerwów, czy dźwięk brzmi istotnie.– Słyszał pan?Tak! Miałem wrażenie, że słyszałem albo wydało mi się, że słyszałem… Z zapartym oddechem, trzymając się za ręce, przytuleni niemal jedno do drugiego, nadsłuchiwaliśmy dalej.Cichy szum wiatru, świst między drzewami, po chwili znów dobiegł nas gdyby głos kobiecy.– O! Bo…że…